Kaskader potrzebny od zaraz
Dziś lekka opowiastka. Pewien przedsiębiorca miał firmę transportową. Dysponował flotą 20 busów. Część w leasingu, parę wcześniej spłacił, czyli miał własnych, kolejne na kredyt. W pewnym momencie wziął też w leasing parę samochodów ciężarowych, żeby sprawdzić jak idzie biznes na trochę większych pojazdach. Posiadał zatrudnionych kilku spedytorów, którzy szukali ładunków na giełdzie, a także pewien skromny portfel klientów, których obsługiwał w stałych relacjach. Do tego, pewną pulę samochodów oddawał do dyspozycji spedycji, z którą chciał nawiązać dłuższą współpracę.
Po dwóch miesiącach nasz przedsiębiorca próbował wstępnie określić przychody, koszty a w efekcie zysk, który generuje firma. Okazało się, że w spedycji tną go jak świeżaka. Miała być pula stałych kilometrów do wyjeżdżenia a nie ma. Miały być stałe potoki ładunków i regularne zlecenia a okazuje się, że auta więcej stoją niż jeżdżą. Do tego doszedł jakiś mandacik, jakaś kara za spóźnienie – oczywiście w miarę możliwości nasz zaradny przedsiębiorca próbował tą karę przerzucić na kierowcę, podwykonawcę lub kogo tylko się da – nawet na swoją własną księgową by to z chęcią przerzucił, jak kobieta nie potrafi sprawy porządnie załatwić. Przedsiębiorca patrzy na stan konta i już ma pewne obawy, głównie o płynność finansową. Uznaje, że w razie problemów znowu będzie musiał ratować się skontem. Procent zbójecki, ale przynajmniej pieniądze prawie od ręki.
Nasz przedsiębiorca widzi, że leasing za busy go zżera, a część z aut nawet nie jeździ, czyli prosto licząc generuje straty. Dużo kłopotów naszego przedsiębiorcy wynika z problemów z kierowcami. Dwóch się zwolniło, trzeci powiedział, że on musi dwa tygodnie odpocząć i w domu z żoną posiedzieć, ktoś zapił i już od kilku dni telefonu nie odbiera a przecież już dawno po weekendzie. Auta stoją a nasz przedsiębiorca słyszy jak jego pieniążki przeciekają mu przez palce – kap, kap, kap. Od własnych spedytorów słyszy, że lepsza kaska jest na ciężarówkach. Nie ma świadomości, że praca na dużych autach jest według jego spedytorów po prostu prostsza, ponieważ zwykle nie muszą załadowywać w kilku miejscach – tym samym dla nich mniej pracy.
Nasz przedsiębiorca podejmuje biznesową decyzję – pozbędziesz się kilku busów a w przyszłości zainwestujesz w kolejną ciężarówkę. Tylko jak ograniczyć flotę busów? Własne busy może sprzedać a co z leasingowanymi? Polak i na leasing znajdzie sposób. Rozwiązanie podpowiada mu zaradny kolega i nasz przedsiębiorca zatrudnia specjalistę w tej dziedzinie. On już doskonale wie jak poradzić sobie z leasingowanym autem. Trzeba tak auto puknąć, tak stuknąć, zachowując te maksymalnie 50 km/h, żeby ubezpieczyciel orzekł szkodę całkowitą, a przy tym nie zrobić sobie i innym krzywdy. I okazuje się, że do szkody całkowitej nie trzeba mieć poważnego wypadku, niewymagane jest wjechanie w drzewo, dachowanie ani podobne straszne historie. Kaskaderzy są wyuczeni i działają według określonej instrukcji niczym proces parkowania na kopertę na prawie jazdy. „Jak zobaczyć tył samochodu w lewym lusterku to skręć maksymalnie w prawo a później o pół obrotu kierownicą w drugą stronę” – mniej więcej tak to brzmiało? W każdym razie, kaskader wie, że jak uszkodzi odpowiedni element samochodu, przykładowo ramę pojazdu, to zagwarantuje swojemu zleceniodawcy szkodę całkowitą. Jeżeli kaskaderowi się udało, a nasz przedsiębiorca wszystko wcześniej dobrze wyliczył – to samochód idzie do kasacji, ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie leasingodawcy, a nasz bohater ma o jeden samochód generujący straty w swojej flocie mniej. I jak to mówią w bajkach i innych zmyślonych opowiastkach:
„Nie próbujecie tego robić w domu”.